Georg Geiling, niemiecki wytwórca sektów, założył w 1890 roku w Reims wytwórnię win musujących, a pięć lat później zakład w Bacharach nad Renem. W 1923 roku przyjechał do Poznania, aby stworzyć „wytwórnię gronowych win musujących”. Spokojne wino bazowe, przechodzące wtórną fermentację w stolicy Wielkopolski, sprowadzał z Szampanii i dlatego na etykietach informował: „Champagne Geiling Poznań-Reims”. Kres jego interesom położył jednak Wielki Kryzys.
Prawie sto lat temu synonimem wina musującego był szampan, dzisiaj dla większości Polaków każde wino musujące to „prosecco”. Zresztą nie tylko dla nas. Popularność włoskiego musiaka jest tak duża, że w sierpniu Prosecco DOC Consortium podjęło decyzję, aby utworzyć nową apelację Prosecco DOC Rosé. Mimo że jej główną odmianą pozostanie biała glera, to będzie można do niej dodawać pinot noir, a więc jedną z podstawowych odmian szampana. Szacuje, że w przyszłym roku powstanie ok. 50 mln różowego prosecco.
Mimo że szampany można dzisiaj wytwarzać jedynie w Szampanii, to metodę ich produkcji wykorzystuje się do wytwarzania wielu innych win. Najpopularniejszymi są francuskie crémants produkowane w różnych regionach (Alzacja, Burgundia, Limoux, Loara, Bordeaux, Jura, Sabaudia oraz Dolina Renu). We Włoszech metodą tradycyjną wytwarza się wina w Lombardii (franciacorta), Trydencie i na południe od Pawii. Także najlepsze austriackie i niemieckie wina musujące (sekt), szczególnie znad Renu i Mozeli, wytwarza się metodą szampańską. „Champán” powstawał także w Hiszpanii aż do momentu jej przyjęcia do Unii Europejskiej. Od 1986 roku (głównie w katalońskim regionie Penedès) jego miejsce zajęła cava. Ostatnio dziewięciu jej najlepszych producentów opuściło DO Cava i powołało do życia markę Corpinnat o quasi-apelacyjnym charakterze (własne granice, regulacje jakościowe itp.).
W świecie win musujących, wraz z rosnącą sprzedażą, dzieje się więc wiele. Największym jednak zaskoczeniem jest chyba to, że najciekawsze zmiany mają miejsce w Anglii. Jest ona bowiem bezsprzecznie beneficjentem globalnego ocieplania klimatu. Na jej południowym wschodzie panuje obecnie klimat, którym Szampania cieszyła się w latach pięćdziesiątych XX wieku. Oba regiony mają także podobną geologię i kredowe podłoże, które nie tylko zapewnia dobry drenaż wody, co w wilgotnym klimacie angielskim jest nie do przecenienia, ale odbija także promienie słoneczne przyspieszając dojrzewanie winogron. Nie bez powodu producenci z Szampanii, tacy jak Taittinger czy Pommery, inwestują w winnice na Wyspach. Potencjał Kent czy East Sussex do produkowania wybitnych win musujących jest więc bardzo duży. Zdają sobie sprawę z tego także sami Anglicy, bowiem blisko 70% całkowitej produkcji ich win przypada na wina musujące, które wypija się przede wszystkim na miejscu i w niewielkim procencie eksportuje (głównie do Skandynawii, Japonii i Stanów Zjednoczonych). Prognozuje się, że w ciągu kilkunastu lat produkcja win musujących osiągnie na Wyspach 30 mln butelek.
Wraz ze wzrostem produkcji angielskich musiaków rośnie także ich jakość. We wrześniu tego roku magazyn „Noble Rot” powtórnie zorganizował degustację porównawczą wybranych szampanów i angielskich win musujących (pierwszą w 2015 roku wygrała winiarnia Hambledon). W jury oceniającym wina „w ciemno” zasiadli m.in. Jancis Robinson, Neal Martin (Vinous) i Francis Percival (The World of Fine Wine). Spośród 12 szampanów i 12 angielskich win musujących, podanych w kolejności losowej, najwyższe noty uzyskały – co prawda – szampany Larmandier-Bernier oraz Pierre-Peters, ale zaraz za nimi były wina z Hambledon oraz Harrow & Hope.
W tym kontekście nie sposób nie zadać pytania, czy podobnej drogi nie powinno obrać także polskie winiarstwo? Przecież Londyn, z umiarkowanym klimatem, średnioroczną temperaturą około 11°C i opadami na poziomie 621 mm, leży na tym samym równoleżniku co Kraków. Najcieplejsze regiony w Polsce (Nizina Śląska i Wyżyna Sandomierska) mają, co prawda, niższą średnioroczną temperaturę, ale także znacznie niższe opady i okres wegetacyjny trwający do 230 dni w roku. Mimo to wciąż panuje u nas przekonanie, że powinniśmy stawiać na odporne na zimno i choroby szczepy. Sukces angielskich win musujących był możliwy nie tylko dzięki zmianom klimatycznym, ale także dzięki radykalnej zmianie profilu sadzonych winorośli. Wszechobecne – podobnie jak w Polsce – krzyżówki (ortega i bacchus) oraz hybrydy (solaris i seyval blanc) zastąpiły na Wyspach pinot noir, chardonnay, meunier oraz pinot gris.
Polskie winiarnie na razie nie stawiają na wina musujące. Wyjątkiem potwierdzającym regułę jest Winnica Gostchorze. Pochodzący z polsko-francuskiej rodziny Guillaume Dubois wytwarza wina jedynie metodą szampańską. Od 2014 roku jego „Gostart”, kupaż rieslinga, pinot gris i pinot blanc, komplementowany jest za wysoką jakość. W tym roku zadebiutowało jego wino musujące z rieslinga. Doskonała pienistość, elegancja i harmonia ujęły członków jury konkursu w SPOT. (Polskie Korki), którzy przyznali mu najwyższe wyróżnienie – Złoty Korek.
Mimo że „Gostart” jest już rozpoznawalną marką, to nie był on wcale pierwszym polskim winem, które powstało metodą tradycyjną. Pionierem jej wykorzystania w Polsce był Jacek Chrobak, właściciel Winnicy Kępa Wiślicka. Mimo że „Cuvée Blanc Brut” od początku opierało się na seyval blanc i hibernalu, to nawet on jest przekonany, że przyszłością są wina z pinot noir, meunier i chardonnay. Na szczepy szlachetne w winach musujących stawiał od początku Rafał Wesołowski z Winnic Wzgórz Trzebnickich. Większość polskich winiarzy eksperymentuje jednak z musowaniem wykorzystując krzyżówki i hybrydy. Winnica Dworu Sanna stawia na johannitera, a Winnica Jakubów na hibernala, którego kupażuje z chardonnay, pinot blanc i seyval blanc. Z tego ostatniego wino musujące („Pod lubuskimi gwiazdami”) produkuje także Bożena Schabikowska z Winnicy Pod Lubuskim Słońcem i Zbigniew Krzyżak z Winnicy Chodorowa. Każdego z nich powstaje zaledwie kilkaset butelek.
Krzysztof Fedorowicz z Winnicy Miłosz – dzięki pomocy wspomnianego Guillaume’a Dubois – w 2013 roku wytworzył pierwszy rocznik „Grempler Sekt” (pinot blanc i müller-thurgau). Jego nazwa nawiązuje do założonych w 1826 roku zielonogórskich zakładów, które były pierwszą w Niemczech wytwórnią win musujących. Produkcja Grempler & Co początkowo wykorzystująca jabłka, wraz z przejęciem pieczy nad produkcją przez Jose Jourdan’a z Epernay, skoncentrowała się na winach gronowych i metodzie szampańskiej. Pod koniec lat trzydziestych XX wieku produkcja zakładu osiągnęła 800 tysięcy butelek, a więc więcej niż wszystkich win polskich, które sprzedano w ubiegłym roku.
Wina wytwarzane metodą szampańską wymagają nie tylko czasu, ale sporych nakładów pracy, często także specjalistycznego sprzętu. Nic więc dziwnego, że polscy winiarze stawiają raczej na mniej kosztochłonne pét-naty (od „pétillant naturel”, czyli naturalnie musujące) wytwarzane metodą pradawną. Polega ona na zamykaniu jeszcze młodego wina, które kończąc fermentację w butelce, uwalnia dwutlenek węgla. Brak wtórnej fermentacji pozwala nie tylko obniżyć koszty, ale także skrócić czas produkcji. W ten sposób powstają wina świeże, lekkie, niekiedy z niewielką ilością cukru resztkowego, przyjemne w piciu i niezobowiązujące. Takie wina można spotkać we wszystkich zakątkach Polski: w Winnicy Dworu Sanna (Roztocze), Domu Bliskowice (Małopolski Przełom Wisły), Winnicy Jura i Winnicy Przybysławice (Małopolska) oraz w Winnicy Jadwiga czy Winnicy de Sas (Dolny Śląsk). Zachodniopomorska Winnica Zodiak zaprezentowała w tym roku nawet serię pét-natów „Barcelona” w wersji białej, różowej i czerwonej.
Produkcja win metodą tradycyjną wymaga dużej wiedzy, płynności finansowej i cierpliwości. Przekonała się o tym Winnica Turnau, która usilnie pracuje nad swoim pierwszym rocznikiem wina musującego wytworzonego metodą szampańską. Na razie jednak musimy zadowolić się „Perle” (seyval blanc), pierwszym polskim winem saturowanym, czyli sztucznie nasyconym dwutlenkiem węgla. Jego delikatne musowanie, powściągliwa aromatyczność i garść orzeźwienia na pewno mogą sprawiać dużo przyjemności. Jednak dla tych, którzy cenią intensywność, elegancję, harmonię i złożoności, to za mało. Czekamy w końcu na wino, którym za jakiś czas będziemy mogli ochrzcić kilkadziesiąt najnowocześniejszych samolotów na świecie – F-35A Lighting II.